poranki klatek schodowych są chłodem, zimną wilgocią, tynkiem i wędzonym kurzem z żeber kaloryferów (na jednym truchło na truchle czarnym w lepkie odnóża). pachną kotami i psami. uryną popuszczoną z ostatniego na parter. wibrują słowami wykrzyczanymi prosto w twarz: kiedyś i teraz, i za chwilę. korytarze czuć paloną gorczycą, parówkami z przysmażoną musztardą i jajkami (trudno wywąchać różnicę między sadzonym a jajecznicą). łaciate naleśniki spod piątki z papierosami henryka z drugiego: nuty indywidualne splatają się w sensoryczną opowieść o dniu z życia kamienicy. napięcie nagrzanych korytarzy skrapla się i osiada na zimnych szybach miasta, przez które patrzę i nie oceniam.

Dodaj komentarz