warszawa we mgle

miękka

wilgotna pod pachami

warszawa gotham city

z pałacem kultury i nauki

(tą gwiazdą peerelitu)

wysokie piętra giną w niebie

zegar mokro tyka

(wskazówkom ciążą krople)

wieloskórze warszawskiej warstwy w miękkiej mgle

szare powietrze w murach

spada w dół

(spada)

w górze wilgotnieje niebo

w górze sadza chmury

(tyka)


regio łódź–warszawa

pociąg nurza się w zieloność i jak łódka brodzi

za oknem miga migoce migotliwie

przestrzeń w ruchu rozszerza się i kurczy

linieje czerwień pomarańcz żółć zieleń

odcienie szarości wszystkie granaty świata na miękkich siedzeniach w numerowanych wagonach. zawsze biorę od okna. nie komponuję się, ale oceniam płynne zmiany rysów w kontekście przestrzeni


chodzę pieszo na łódź fabryczną

nie więcej niż dwadzieścia minut mieści: trzy tysiące kroków, zgrzane czoło, wygodne buty i monstery w oknach kamienic, paprotki, seledynowe tapety w pastelowe kwiaty, kilka jasnych rur pomalowanych ftalową farbą, zdjęcia, klepsydry, pluszaki, dziecięce czoła i czerwone kokardy, pół uśmiechu i podniesione ręce, uniesione nogi, twarze w grymasie i wyciągnięte dłonie

chodzę pieszo na fabryczną

jest pusta i cała z zimna


***

obraz za oknem przesuwa się. brak sygnału

trochę z sobą, trochę z nami (kim jesteśmy my?)

od zawsze boję się gumowych łączeń między wagonami (nie są gumowe, prawda?)

i jednego stukotu, po którym przychodzi następny

i odchodzi (kto?)

błogosławione bycie w ruchu

błogosławione obrazy

popalcowane


przejście podziemne

złota, róg, marszałkowska

mży tak gęsto, że nie widać przystanków. ludzie depczą po piętach. zderzają w przejściach podziemnych wzdłuż marszałkowskiej przeciętej przez złotą. na bogato. w przejściu podziemnym dziewczyna z gitarą obgryza struny. albo paznokcie.

nad przejściem miasto się śpieszy, miasto się kruszy, miasto odmawia kuksańce.

w podziemiach: makatki trampki espadryle wężowa skóra z politeksu wietnamski manikiur

z papieżem janem pawłem II na ścianie w złotej ramie. na bogato, skoro tnie ulica złota. dwie azjatki mieszczą się w telefonach, kiedy dziewczyna z gitarą obgryza paznokcie albo struny.

Comments

chodzę pieszo na fabryczną

jest pusta i cała z zimna

Nie ma lepszej definicji tego miejsca. To coś, jak jakiś lej po bombie (czyżby ukryty łódzki kompleks zrujnowanej wojną Warszawy?) wyziera z przestrzeni tak obrzydliwie, że aż paradoksalnie. Łódź Fabryczna? Nie, raczej Łódź Pustka. Bezludzie. Bezdrzewie. Zimna, betonowa -jaki umysł mógł w sobie (z)mieścić tyle szarości? I zwymiotować nią w serce miasta? Jedyne, za co lubię to miejsce tak okrutnie martwe, to taka fantazja, że można by było zjeżdżać sankami od początku tego załamania wprost do kas. Wszystko inne tam jest… puste i całe z zimna.

Racja! Nie-miejsce, przestrzeń tranzytowa, Łódź Pustka, cała z zimna. Podpisuję się pod Twoim pomysłem na awangardowy zjazd z górki na pazurki 🙂

Dodaj komentarz