po północy potykamy się już we dwie. pies dobrze pojadł, opił się wodą ze swojej cynobrowej miski, więc wychodzimy. niby jeszcze lato, ale we wrześniu jest ono już tylko skromnym śladem po sobie samym. ledwo dostrzegalnym w południowej godzinie i w wiszących ciężko ciemnych winogronach sąsiada. 

zakładam rękawiczki. przy wyjściu, na podwórkowym parkingu notuję lód na przednich szybach spoconych aut sąsiadów. cienka warstwa zimna. można by wsadzić w nią palec i zebrać opuszkiem śnieżny kołtun. jak płozą. zawsze lubiłam to robić: zeskrobywać szron tuż przed wyjazdem w daleką drogę.

jest jeszcze chłodniej, a oddech oddziela się i zatrzymuje w perłowej chmurze na wysokości zmarzniętego nosa. to na nim skrapla się kilka słów wypowiedzianych przeze mnie w przestrzeń. w tym czasie pies zdaje się być zajęty wyłącznie swoimi psimi sprawkami. podsikuje krzewy irgowe i próbuje otrzepać tylne kitka z dziadów.

trochę mokniemy, bo od kilku godzin deszcz uderza miarowo w blaszane zadaszenia, spada z winylowych gałęzi na bębny dachów samochodowych. woda sączy się wzdłuż rynien. buczą studzienki kanalizacyjne. ziemia klaszcze pod butami. nie chodzi się najłatwiej w centrum miasta nocą koncertową.

jest tuż po drugiej

róg wrześnieńskiej i rybnej – kibicowski wisielec

zacięta mleczna lampa na fasadzie pastelowego bloku

reszta programów ultrarozrywkowych w pięknej kamienicy przy ulicy rybnej

oglądam się za siebie, bo jest tak głośno, że można nie usłyszeć cichobiegów łódzkiego znienacka

lutomierska wrocławska osiedlowa rybna to tylko nazwy ulic wyznaczających kwadrat, który przecina ulica wrześnieńska. nazwy jak strzałki wbite w filcową mapę fragmentu bałut – w samym rogu śródmieścia. darty. albo tabliczki z topograficzną identyfikacją jak bojki zanurzone w nurtach raz spokojnych, raz wzburzonych wód starego miasta

nocne zwierzęta
nocne zwierzęta

Dodaj komentarz